Nowy rok nadchodzi wielkimi krokami, dlatego większość z nas zaczyna robić przymiarki do noworocznych postanowień. Najpopularniejsze z nich to rzucenie palenia, zmiana pracy i oczywiście zrzucenie kilku nadprogramowych kilogramów. Jeśli więc na liście Waszych noworocznych postanowień macie hasło "zrzucić kilka kilogramów", to przeczytajcie koniecznie jak udało mi się schudnąć 14 kilogramów w pół roku.
Tak jak już wspominałam, przy okazji notki o tym ile kosztuje mnie dieta, wykupiłam sobie dietę na Be Diet czyli u Ewy Chodakowskiej. Podeszłam do tematu może nie sceptycznie, ale na pewno z dużym dystansem, mimo że obserwując profil trenerki na FB wielokrotnie widziałam spektakularne przemiany dziewczyn, które osiągnęły swoje efekty właśnie dzięki tej diecie oraz oczywiście ćwiczeniom. Dwumiesięczny pakiet jadłospisów oraz opieki dietetyka kosztuje tu 99zł. Przy przedłużaniu zaś, otrzymujemy 2 tygodnie jadłospisów dodatkowo w tej samej cenie.
Na początek wypełniamy pewnego rodzaju ankietę osobową: wiek, płeć, wagę, wymiary oraz tryb życia i ilość ćwiczeń w tygodniu, no i oczywiście wagę jaką chcielibyśmy osiągnąć. Tu możemy również dostosować kaloryczność posiłków względem ilości kilogramów jaką chcemy zrzucić tygodniowo. Ja na początku miałam 1700kcal i 0,5kg na tydzień. Ustawiamy też częstotliwość i rodzaj posiłków jakie chcemy spożywać. Mamy również możliwość wykluczyć produkty spożywcze, które absolutnie nie są dla nas do przyjęcia, jednak trzeba liczyć się z tym, że im więcej rzeczy wykluczymy z jadłospisu, tym mniej on będzie urozmaicony. Ja jestem dość wybredna, jednak mimo eliminacji sporej ilości produktów, nie narzekam na swoje menu.
Jeśli chodzi o menu proponowane przez dietetyka to było ono dla mnie miłym zaskoczeniem z kilku powodów. Po pierwsze, dostajemy gotową listę produktów potrzebnych w danym tygodniu, którą możemy sobie wydrukować, a jak już wspominałam kiedyś - dzięki liście zakupów nie wydajemy pieniędzy na głupoty i nie marnujemy jedzenia; zużywamy to, co jest nam potrzebne. Po drugie przepisy nie są ani trochę skomplikowane, więc przygotowanie ich tylko przez kilka pierwszych dni wymagało ode mnie więcej czasu niż przygotowanie tradycyjnego posiłku. Po trzecie, przy każdym daniu mamy możliwość wymiany i do każdego podrzucane jest ponad dziesięć alternatywnych przepisów, więc nawet ci najbardziej wybredni wybiorą coś dla siebie.
Pora jednak przejść do najistotniejszej kwestii czyli jak się chudnie i ile się chudnie z dietą Be Diet? Otóż, w moim przypadku przez pierwszy miesiąc moja waga skakała; wyglądało to tak, że w jednym tygodniu chudłam założone pół kilograma, a w następnym tyłam kilogram. Dietetyk twierdził, że to normalna reakcja organizmu i się zdarza. Nie bardzo mi to odpowiadało, ale musiałam się uzbroić w cierpliwość. Zwłaszcza w tych momentach, kiedy na profilu Ewy pojawiały się kolejne metamorfozy dziewczyn, które chudły na przykład 10 kg w 4 miesiące. Po około dwóch miesiącach od rozpoczęcia diety wszystko się unormowało, a po czterech zmieniłam sobie kaloryczność diety z 1700kcal na 1400kcal.
Jako ciekawostkę muszę wspomnieć, że byłam zszokowana jak łatwo przyszło mi porzucić cukier, np. w herbacie i słodycze ogółem. Czekolada i ja miłujemy się wzajemnie od zawsze, choć ewidentnie uczulona jestem na czekoladę, gdyż po każdym zjedzeniu puchnie mi tyłek. Ale po około 3 tygodniach mogłam spokojnie przejść obok słodyczy i nie rzucić się na nie niczym Reksio na szynkę. Podobnie sprawa wyglądała ze słodkimi gazowanymi napojami. Nie oznacza to od razu, że zamiast chipsa czy ciastka przegryzam brukselkę, o nie! Przyznaję się bez bicia, że w soboty rano mam ważenie, ale w soboty również mam "cheat day", a co za tym idzie, przyznaję się również że nie trzymam diety tak na sto procent. W końcu to nie kierat.
Summa summarum, od lipca do teraz udało mi się zrzucić 14 kilogramów. I prawdą jest, że wyłącznie dieta albo jak kto woli - rozsądne odżywianie, połączone z ćwiczeniami przynajmniej trzy razy w tygodniu dają jakieś efekty. I niezależnie od tego, czy lubicie Ewę Chodakowską czy nie, w jednym dziewczyna ma rację: "Czas i tak upłynie", a od nas zależy na co go spożytkujemy. Pół roku zleciało mi jak z bicza strzelił, ale miło było przy okazji świąt posłuchać komplementów od tej części rodziny, z którą widziałam się w lipcu na chrzcinach syna. Dlatego jeśli na liście noworocznych postanowień macie odchudzanie, polecam podejść do tematu z rozsądkiem i cierpliwością. Wszystko jest do zrobienia, wystarczy tylko chcieć.
A może macie za sobą jakąś przemianę, którą chcielibyście się pochwalić? Albo pytania odnośnie moich ćwiczeń albo diety? Piszcie w komentarzach!
Jeśli podobał Ci się ten wpis koniecznie daj mi znać! Zostaw komentarz tutaj, polub mnie na Facebooku lub Instagramie. Zostańmy w kontakcie! :)