sobota, 13 stycznia 2018

Relacje międzyludzkie to skomplikowana sprawa.

relacje, układy, praca, kontakty międzyludzkie, zaufanie, zdrada, oszustwo

Przez całe swoje dorosłe życie powtarzam, że jestem tym typem człowieka, którego na "dzień dobry" albo pokochasz albo znienawidzisz. Nigdy nie narzekałam na trudności w nawiązywaniu kontaktów, chociaż budowanie trwałych przyjaźni czy relacji wychodziło mi różnie. Jestem osobą szczerą i bezpośrednią, nie mam problemów z mówieniem komuś prawdy prosto w twarz, zwłaszcza gdy to prawda dla niego niewygodna. Nie bawię się też w plotkowanie i układy, bo to dla mnie strata czasu. Czarną stronę mojego charakteru rekompensuje jednak lojalność i poczucie humoru, bo jeśli mnie polubisz, możemy razem konie kraść.

W wieku trzydziestu lat nie dorobiłam się jednak nadal prawdziwej przyjaciółki, być może dlatego że kontakty z dziewczynami wychodziły mi tylko do czasu, gdy na horyzoncie nie pojawił się pierwiastek męski. Doskonale pamiętam, gdy w wyniku powstania gimnazjum i przemieszania roczników trafiłam do klasy złożonej z przeważającej ilości znanych mi od podstawówki koleżanek i piętnastu zupełnie nowych kolegów - tak zwana solidarność jajników przestała wtedy istnieć po mniej więcej dwóch tygodniach. Kiedy dziewczęta wyczuły, że bardziej się odnajduję w męskiej grupie niż u nich, na prawie miesiąc zostałam wykluczona z jakiejkolwiek współpracy z damskim gronem.

Dogadywanie z facetami zawsze szło mi dużo lepiej, dlatego że - jak dotąd sądziłam - nie trwonili oni czasu na typowo babskie zagrywki; nie bawili się w plotkowanie, nie tracili czasu na knucie, kombinowanie i intrygi, a gdy czegoś chcieli - najzwyczajniej mówili prosto z mostu. Jasny układ i prosta komunikacja były tym, co mi wtedy wyjątkowo odpowiadało, dlatego przez całe życie uzbierałam w gronie znajomych większą ilość kolegów niż koleżanek. Właściwie śmiało mogłabym powiedzieć, że te męskie cechy odpowiadają mi do dzisiaj, niestety doświadczenie zdobyte - co prawda głównie w kontaktach zawodowych - dowodzi, że mężczyźni przejęli większość niechlubnych wad, których kiedyś brzydził się ród Marsjan.

Mogę też śmiało powiedzieć, że przez większą część życia, choćby i nieświadomie, podchodziłam do ludzi ze sporą dozą zaufania. Nie oznacza to oczywiście, że od razu dzieliłam się z każdym napotkanym człowiekiem największymi sekretami, powierzając przy tym życie i majątek, ale w miarę poznawania starałam się mierzyć innych miarą tego, jak sama chciałam być odbierana. Niestety takie cechy jak brak słowności i rzetelności, czy skłonności do konfabulacji wychodziły dość szybko, a często niestety doświadczałam tej mrocznej strony boleśnie na własnej skórze. I choć nauka nie poszła w las, a ja starałam się być ostrożna w relacjach, o tyle - jak to mówią - atak zawsze nadejdzie, z najmniej spodziewanej strony.

I tak naprawdę, jedyne sensowne pytanie, jakie w tej chwili przychodzi mi do głowy, brzmi: czy tylko ja mam takiego pecha do ludzi, czy to jednak w społeczeństwie zanikają kompletnie pewne wartości i ludzkie odruchy?






Jeśli podobał Ci się ten wpis koniecznie daj mi znać! Zostaw komentarz tutaj, polub mnie na Facebooku lub Instagramie. Zostańmy w kontakcie! :)


10 komentarzy:

  1. Ja z kolei zawsze odnajdywałam się lepiej wśród dziewczyn i mam parę cudownych kobiet wokół siebie. W tym przyjaciółkę, którą znam od jakichś 12 lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam nigdy takiego szczęścia... Zawsze gdzieś po drodze coś się rozsypywało.

      Usuń
  2. Przyznaję, że ja również mam więcej kolegów niż koleżanek- tak się jakoś złożyło:) Nie mówię jednak, że to czyjaś wina ; ja też mogę komuś nie odpowiadać,mam dość niesztampowe podejście do życia i tylko osoby, które mają pdoobną wrażliwość moga się ostać na bliżej - ale pogadam z każdym :)_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pogadam z każdym, choć nie każdy mnie polubi - to przez bezpośredniość i szczerość; ja rzadko kiedy owijam w bawełnę..

      Usuń
  3. Jeśli nie mieszkasz na odizolowanej wsi, gdzie masz do dyzspozycji kilka osób, nie sądzę, że pech ma rację bytu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ale przeprowadziłam się jakieś 15km od miejsca w którym żyłam całe życie i w sumie nie znam tu nikogo... Tak czy inaczej znajomych mam, przyjaciół chyba nie...

      Usuń
  4. Coś w tym jest, bo mam 25 lat i wydaje mi się, że nawiązywanie przyjaźni w tym wieku to niezwykle trudna, wręcz niemożliwa sprawa. Mam wiele znajomych, jednak tylko jednego przyjaciele, jeszcze z czasów podstawówki. To jedyna osoba (oprócz mojej kobiety), z którą dogaduję się bez słów, mogę się jej zwierzyć i zawsze czuję się w jej towarzystwie dobrze. Trudno mi sobie wyobrazić nawiązanie nowej przyjaźni teraz, gdy nie spędzam czasu w większym gronie (praca, szkoła, studia itd.).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą, a co więcej, ja w czasach o których mówisz, gdy obracałam się wśród większej ilości ludzi, również miałam spory problem z utrzymaniem relacji: nawet jeśli niby byłam w jakiejś grupie, to po czasie kończyło się tym, że oni się spotykali, a o mnie nikt nie pamiętał.

      Usuń
  5. Dla mnie czas weryfikuje przyjaźń, nie mam wielu przyjaciół, ale ci co się ostali są naprawdę prawdziwi. Trzymam się ludzi, którzy potrafią zachowywać dystans, bez tego ani rusz :)

    OdpowiedzUsuń