sobota, 3 marca 2018

Słowo o moich niezrealizowanych zapędach stylizacyjno-aranżacyjnych.


Od czasów nastoletnich przejawiałam zapędy wnętrzarskie - rodzice dostawali szału, bo przynajmniej raz w miesiącu jeździłam z meblami po całym pokoju i czasem różnica w ich ustawieniu była o 180 stopni. Z perspektywy czasu jestem przekonana, że rodziców cieszył fakt, że moje ograniczone kieszonkowe (a w późniejszych latach zarobki) nie pozwalały na poważniejsze akcje dekoratorskie niż przemalowanie ścian co jakiś czas, bo zdecydowanie poszłabym z torbami.

Gdyby ktoś popatrzył na moje obecne mieszkanie, nie przyznałby mi ani polotu ani talentu do aranżowania wnętrz. Troszkę wynika to z tego, że wprowadzając się do niego jako młode małżeństwo nie mieliśmy z mężem ani szczególnego pomysłu ani funduszy na jego urządzenie. Część gotówki, którą mogliśmy na to przeznaczyć przepadła w zaliczkach na mieszkanie, którego finalnie nie udało nam się kupić, a druga część wystarczyła jedynie na odświeżenie i wyposażenie obecnego w podstawowe meble i sprzęty. Moje dekoratorskie wizje musiały poczekać na lepsze czasy, które de faco chyba nigdy nie nadeszły. Niestety.

Podobnie do moich umiejętności dekoratorskich miewa się mój zmysł stylizacyjny. Szeroko rozumiana moda zawsze wydawała mi się abstrakcyjna, a stroje z wybiegów kwitowałam zwykle tekstem "Jezu, kto by to chciał nosić?!". Trendy związane z porami roku zawsze były dla mnie abstrakcją, a o dobraniu fasonu do sylwetki mogłam tylko pomarzyć. Pewnie dlatego szczytem mojej kreatywności jest przysposobienie stylizacji ściągniętej żywcem z wystawowego manekina. Chociaż mój dotychczasowy 'styl' to taki luźny casual; t-shirt i jeansy, a do tego baletki albo buty sportowe, dojrzałam chyba w końcu do tego, że chciałabym w tym kierunku coś zmienić.

Obie te kwestie wpływają na to, że ostatnimi czasy o wiele chętniej niż w poprzednich latach i również bardziej wnikliwie przeglądam zdjęcia na Instagramie i "Lookbook'i" różnych marek odzieżowych. Na Instagramie mam konto od kilku lat i raz na jakiś czas wrzucę nawet jakieś zdjęcie, jednak nigdy przeglądanie fotosów innych osób specjalnie mnie nie kręciło. Aż do teraz. I muszę przyznać, że co by o tym medium społecznościowym nie mówić, jest to zdecydowanie kopalnia pomysłów; zarówno w kwestii stylizacji ubiorowych jak i aranżacji wnętrzarskich.

To drugie chyba nawet bardziej, zwłaszcza odkąd trend skandynawski zdominował wszelkie wnętrzarskie aranżacje. Zawsze byłam zwolennikiem ciemnych mebli i kolorowych ścian - w podobnym stylu jest urządzone moje mieszkanie - bo białe ściany wydawały mi się takie "szpitalne". Jednak odkąd przekroczyłam kolejną dekadę, kolorowy wystrój podobnie jak nastoletni styl ubierania wydają mi się mocno przestarzałe, a przemożna chęć zmian zdominowała wyraźnie kręg moich zainteresowań. Czekam więc niecierpliwie na moment w którym podejmę pracę i poprawię stan domowego budżetu, bo marzy mi się odświeżenie mieszkania oraz wymiana garderoby na wiosnę.

Jedyna łyżka dziegciu, jaka nasuwa mi się na myśl, gdy przeglądam te wszystkie perfekcyjnie wystylizowane zdjęcia, to pytanie "Czy ci wszyscy ludzie żyją w ten sposób naprawdę?". Czy mają takie piękne mieszkania, kanapy dobrane pod kolor ścian i książki ustawione alfabetycznie, czy to może tak tylko do zdjęcia? Czy ustawiają się z kubkiem parującej kawy i kocykiem plecionym z wełny merinosa tylko do zdjęcia, a potem przebierają się w dres i zakładają kapciuszki?






Jeśli podobał Ci się ten wpis koniecznie daj mi znać! Zostaw komentarz tutaj, polub mnie na Facebooku lub Instagramie. Zostańmy w kontakcie! :)

4 komentarze:

  1. To bardzo różnie bywa. Często wpadam do ludzi bez zapowiedzi (taka praca) i niektórzy naprawdę mają dom jak z czasopisma wnętrzarskiego. Tyle, że najczęściej albo to zasługa sprzątaczki, albo pani domu nie pracuje, albo jest pedantyczna. Mój mąż od 3 tyg , czyli od czasu jak mamy nową kuchnię, chowa wszystko do szafek. Nagle stał sie minimalistą!

    OdpowiedzUsuń