Kiedy wracam pamięcią do chwili, kiedy pandemia się zaczęła, oczami wyobraźni widzę to jako jedno wielkie wariactwo: ludzie biegający po sklepach jak szaleni, wykupujący ryże i makarony w ilościach hurtowych, obwieszeni rolkami papieru toaletowego... Swoją drogą do tej pory nie mogę pojąć, o co właściwie chodziło z tym papierem? Why?
Przypominam sobie za to mojego biednego męża, który próbując zrobić normalne zakupy w markecie spędził w nim 2,5 godziny, z czego ponad godzinę stojąc w kolejce do kasy. No tak, ciężko jest przewalić przez kasjerską taśmę tony makaronu, hektolitry wody i tysiące metrów papieru toaletowego (WTF?) - no chciał, nie chciał, to musi potrwać.
Potem przyszła całkowita izolacja. Wychodzenie z domu tylko w stanie konieczności, najlepiej w pojedynkę. Przy otwartych drzwiach balkonowych - naszej namiastce wolności, świata zewnętrznego - kilkukrotnie w ciągu dnia wysłuchiwaliśmy komunikatów z krążących po osiedlu radiowozów, które zachęcały obywateli do pozostania w domu. Non stop komunikaty, wszechobecne maseczki i płyn do dezynfekcji.
Ale w tym całym szaleństwie, byli jeszcze ludzie.
Przebywanie całymi rodzinami, czasem na kilkudziesięciu metrach kwadratowych, dla wielu osób było wyzwaniem. Dla mnie było. Żonglerka - z jednej strony dzieci, znudzone, nie mające szans na spożytkowanie energii, z drugiej my, starający się w domowym chaosie nadążać za zawodowymi obowiązkami, z trzeciej świat zewnętrzny, który mimo izolacji nie przestawał od nas wymagać.
Jak nam to żonglowanie wyszło? W jednych obszarach lepiej, w innych gorzej. Ponieważ oboje próbowaliśmy pracować na pełen etat, mimo posiadania dwójki przedszkolaków na stanie, wielokrotnie nasze dzieci były przez te trzy miesiące zbywane hasłem: "Dziecko, nie teraz, mama/tata pracuje". Brzmi okropnie, nawet teraz gdy, już po fakcie, to piszę. Czy żałuję, że nie mogłam im poświęcić więcej czasu? I tak, i nie - kto ma absorbujące dzieci ten wie, że codzienność z nimi nie jest łatwa. Czasem człowiek chce zrobić coś, co go choć na chwilę wyrwie z kołowrotka.
Tak czy inaczej, izolacja pozwoliła mi dostrzec kilka prawd, niby uniwersalnych, a jednak potrzeba by raz na jakiś czas wybrzmiały. Pierwszą z nich jest fakt, że chociaż kocham swoją rodzinę, nie potrafiłabym z nimi spędzać przysłowiowo 24/7. Drugie spostrzeżenie jest takie, że jak się okazało, wielu ludzi zajmuje w naszym życiu miejsce, zupełnie niepotrzebnie. Brzmi przewrotnie, ale izolacja pokazuje, z kim tak naprawdę masz coś wspólnego. Dotyczy to również rodziny.
Z rodziną - tą bliższą, ale dalszą niż domownicy - jak się okazało w moim przypadku, da się porozmawiać. Da się nawet zorganizować święta w formie online, wypytać każdego o to, co słychać i jakie ma plany, jak sobie radzi i jakie ma przemyślenia. Da się zorganizować rodzinne spotkanie online przy winku, na którym można się pośmiać, ale i porozmawiać poważnie na tematy, których przy wielkanocnym stole raczej się nie porusza.
Przedostatni wniosek jest taki, że zamknięcie źle działa na ludzką psychikę. W czasie izolacji zazdrościłam tym, którzy mieli choćby 200m2 ogródka. Zamknięcie, zakaz spacerów po lesie, zakaz podróżowania, brak kontaktu z naturą dla mnie były bardzo uciążliwe. Gdzie bowiem odreagować stres? Co może stać się odskocznią? Na szczęście to już za nami.
Przedostatni wniosek jest taki, że zamknięcie źle działa na ludzką psychikę. W czasie izolacji zazdrościłam tym, którzy mieli choćby 200m2 ogródka. Zamknięcie, zakaz spacerów po lesie, zakaz podróżowania, brak kontaktu z naturą dla mnie były bardzo uciążliwe. Gdzie bowiem odreagować stres? Co może stać się odskocznią? Na szczęście to już za nami.
Ostatni wniosek, jakim się dziś podzielę - nie ostatni w ogóle - jest taki, że nigdy nie byliśmy i nie będziemy idealni. Nie będzie nam się chciało ślęczeć z dzieckiem nad zadaniami z przedszkola, nie będzie nam się chciało wymyślać kreatywnych zabaw, które najprawdopodobniej dadzą nam góra 10 minut spokoju. Czasem będziemy mieli dość bycia w kieracie prania, prasowania, gotowania, więc będziemy przez cały tydzień zamawiać w dostawie, pranie rozłożymy po wszystkich krzesłach w domu, a jedyne co nas zainteresuje, gdy nadejdzie czas wolny, to co najwyżej serial na Netflixie.
Szczera refleksja.. Pandemia była dla wielu z nas swoistym sprawdzianem zarówno relacji rodzinnych, jak i naszych granic wytrzymałości. Podzielam Twoje spostrzeżenie o odkryciu, że nie wszyscy ludzie, którzy byli „obecni” w naszym życiu, faktycznie wnosili coś wartościowego.
OdpowiedzUsuń