niedziela, 15 października 2017

Porzuciłam go dla innego.

kobieta, droga, związek, relacja, pisanie, blog


Czasem przychodzi w życiu taki moment, że należy podjąć tę właściwą decyzję. Często trudną. Krok naprzód zawsze jest dobrym rozwiązaniem, tym bardziej jeśli masz pewność że nic więcej z tego związku nie wyciśniesz, że nie możesz oczekiwać nic więcej. Przyzwyczajenie nigdy nie będzie dobrym doradcą, podobnie jak strach i obawa. Dlatego nie pozostało mi nic innego, jak wziąć głęboki wdech, zrobić pierwszy krok i porzucić go dla kogoś nowego.

Byliśmy ze sobą od października 2014 roku, w momencie gdy pół roku wcześniej urodziła się moja córka. Przez pierwsze wspólne miesiące dziecko dawało mi całkiem dużo swobody - wbrew temu o czym zapewniali mnie wszyscy 'życzliwi' kiedy byłam jeszcze w ciąży - a i macierzyństwo samo w sobie zaskakiwało mnie na wielu płaszczyznach. Wtedy właśnie postanowiłam dzielić się swoimi przemyśleniami i założyć bloga.

Prawie przez rok towarzyszyło mi poczucie, że bycie rodzicem, macierzyństwo i wychowanie dziecka to tematy niewyczerpane i można o nich pisać w nieskończoność. Dziecko jednak podrosło, moje priorytety nieco się zmieniły. Uświadomiłam sobie również, że przecież fakt iż jestem matką nie wykluczył mnie z innych ról społecznych. Nadal byłam pracownikiem korpo, do której niedługo musiałam wrócić, nadal byłam żoną - a mój mąż liczył, że będę z nim rozmawiać o czymś więcej niż kupki naszej pociechy, no i przede wszystkim nadal byłam sobą - kobietą z różnymi zainteresowaniami. Poczułam, że chcę poszerzyć horyzonty w blogowaniu i że mam do powiedzenia coś więcej.
Pewnie dlatego, moje pisanie na poprzedniej platformie pod banderą Matkować i nie zwariować zaczęło coraz bardziej odbiegać od tematów rodzicielskich, a przybliżało się do tych kobiecych, światopoglądowych, lifestylowych. Jednocześnie byłam pełna podziwu dla matek, które w nieskończoność wałkowały tematy pieluch, sposobów na zasypianie, rodzajów kaszek - mówię to całkiem serio, mimo osobiście miałam poczucie, że dla mnie to za mało. W końcu nie samym macierzyństwem żyje człowiek. I zapewne to poczucie sprawiło, że w 2016 roku pogniewałam się na bloga i tłumacząc się wypaleniem, po prostu przestałam pisać.

Myślę, że wielu początkujących blogerów po jakimś czasie dochodzi do podobnych wniosków; zakładają bloga pod wpływem chwili, nie zastanawiając się nad perspektywą jego funkcjonowania w przyszłości. Ja miałam podobnie - formuła bloga mnie ograniczała, tematyka również. Nie byłam w stanie wycisnąć z niego nic więcej.
Życie jednak uwielbia płatać figle, zapewne dlatego właśnie po półrocznej nieobecności wróciłam do blogowania. Katalizatorem była - jakże przewrotnie - druga ciąża właśnie. Potem urodził się mój syn i śmiałam się z siebie, bo twierdziłam że macierzyństwo mnie ograniczało. Okazało się jednak, że pozwoliło mi wyciągnąć odpowiednie wnioski i spojrzeć na moje poglądy, zwyczaje i zamiłowanie do pisania w zupełnie inny sposób.

A dziś? Dziś chwilowo jestem panią domu na macierzyńskim. Mam do ogarnięcia dom, dwójkę dzieci, męża i kota. Dbam o siebie, o rodzinę, celebruję życie. Niedługo też planuję powrót do pracy. Innymi słowy muszę być trochę jak robot wielofunkcyjny, dlatego właśnie swoją nową odsłonę - i odsłonę bloga - postanowiłam przekazać jako Kobieta do zadań specjalnych. :)






Jeśli podobał Ci się ten wpis koniecznie daj mi znać! Zostaw komentarz tutaj, polub mnie na Facebooku lub Instagramie. Zostańmy w kontakcie! :)

2 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem :) Tak to jest, czasem trzeba coś stracić lub z tego zrezygnować aby móc za tym zatęsknić ;)Sama jestem na początku blogowej drogi. Życzę kolejnych sukcesów!

    OdpowiedzUsuń