piątek, 1 marca 2019

Pączki, podkowy i czterolistne koniczyny.

drzwi, zamknięte drzwi


Uśmiałam się wczoraj z lekkim przekąsem, gdy przy okazji Tłustego Czwartku, usłyszałam od znajomego: "Jak to nie zjadłaś jeszcze pączka? Musisz zjeść chociaż jednego, na szczęście!".

Ile rzeczy od początku roku zrobiłam, raczej nieświadomie - bo nie jestem przesądna, żeby to szczęście przyciągnąć, nie zliczę. Rok zaczęłam dobrze: Sylwestra spędziłam w fajnym towarzystwie, dobrze się bawiłam, w przeciwieństwie do lat ubiegłych. Tydzień po Nowym Roku miałam urodziny, które również spędziłam dobrze - w gronie znajomych, pijąc i żartując przez cały wieczór. I na tym pasmo szczęśliwych wydarzeń w moim życiu się zakończyło.

Tydzień po urodzinach zwolnili mnie z pracy. Firma została przejęta przez inną, więc w wypowiedzeniu napisali "redukcja etatów". Nie powinnam być zaskoczona, że wybrali akurat mnie (choć nie tylko) patrząc na to co działo się przed świętami Bożego Narodzenia. Pisałam o tym TUTAJ. Nie stresowałam się tym, przez jakiś czas - zwolnili mnie z obowiązku, przez dwa miesiące płacili normalnie. Ten czas skończył się wczoraj, a mimo kilku rozmów rekrutacyjnych, nadal nie mam pracy.

Dwa tygodnie temu również zaniemógł dziadek, który opiekował się moim młodym, a młodą odbierał z przedszkola. Babcia jest mniej sprawna, więc to dziadek był zawiadującym przy ogarnianiu mojej hałastry. I niestety, dziadek trafił na ponad tydzień do szpitala, a diagnoza okazała się (chciałoby się rzec do przewidzenia w moim przypadku) oczywiście najgorsza. W związku z tym, ponieważ intensywnie szukam tej pracy, w ciągu kilku dni musiałam znaleźć dla młodego żłobek. Oczywiście prywatny i oczywiście za ciężkie pieniądze, których w obecnej sytuacji mam jak na lekarstwo.

I nie, nie skarżę się na swoją niedolę, lecz nakreślam skąd się wziął ten "przekąs" w moim rozbawieniu wczorajszą rozmową. Jak widzicie jednak zaklinanie szczęścia nie wychodzi mi zbyt dobrze. W moim życiu obserwuję tendencje spadkowe, tuż po albo tuż przed chwilowymi okresami spokoju. Zeszłe lato takie było - trochę jak cisza przed burzą. I chociaż czasem sama siebie pytam, za jakie grzechy wszystkie te dołki w naszym życiu, to myślę, że choćbym zjadła tonę pączków, nosiła w kieszeni siedem podków i zasadziła w doniczce czterolistną koniczynę, to i tak nic by to nie dało.

Jeśli stoisz przed zamkniętymi na klucz drzwiami, to choćby były to najładniejsze drzwi jakie widziałeś, to nadal będą zamknięte. Czekam więc na zmianę trendu w moim życiu, kiedy to wygramolę się z tego dołka i wdrapię wreszcie na jakąś porządną górkę.

Pozdrawiam





Jeśli podobał Ci się ten wpis koniecznie daj mi znać! Zostaw komentarz tutaj, polub mnie na Facebooku lub Instagramie. Zostańmy w kontakcie! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz