Gdyby ktoś zapytał mnie, która branża została najbardziej zmasakrowana przez pandemię, prawdopodobnie odpowiedziałabym, że turystyczna. Nic więc dziwnego, że gdy tylko padło hasło "otwieramy hotele", ludzie otrzepali kurz z walizek i ruszyli, gdzie tylko mogli.
Zimowy wyjazd w góry planowaliśmy na początku stycznia, jednak w tym czasie właśnie mieliśmy okazję przekonać się, jak wygląda 3-tygodniowa izolacja "od kuchni". Nauczyłam się w życiu, że okazje warto wykorzystywać niezwłocznie, a jeśli mimo wszystko się nie uda, to "co się odwlecze, to nie uciecze". Tak samo było w przypadku wyjazdu - do Zakopanego wybraliśmy się w połowie lutego.
Zakopane z dziećmi - co warto zobaczyć?
Kiedy masz dzieci w wieku przedszkolnym/zerówkowym największą atrakcją zimowego wyjazdu w góry jest oczywiście... góra! Czy właściwie górka. ;) Myślę, że większość rodziców mi przytaknie - dzieciom potrzeba do szczęścia śniegu, sanek i górki, dlatego właśnie przez pierwsze trzy dni skupiliśmy się wyłącznie na uszczęśliwianiu dzieci, a górka na Równi Krupowej w Zakopanem idealnie się do tego nadawała.
Czwartego dnia wyjazdu zaplanowaliśmy odwiedzenie popularnej w Papugarni. Podróż trwała dosłownie kilka minut, a - w zależności od tego, w którym miejscu Zakopanego nocujecie - bez problemu dotrzecie tam również na piechotę. Papugarnia w Zakopanem mieści się na pierwszym piętrze budynku usługowego; przed budynkiem możecie zostawić auto, jednak miejsc parkingowych nie ma zbyt wiele.
Wstęp do tego miejsca w ramach biletu rodzinnego 2+2 to koszt 56 zł. W ramach biletu wchodzicie na salę, w której papugi latają swobodnie, a pracownicy ogrodu asekurują zwiedzających. Chociaż zapowiadało się ciekawie, dla naszych dzieciaków papugi okazały się być zbyt hałaśliwe, dlatego ostatecznie nie zdecydowaliśmy się wejść do środka.
Jeśli więc nie egzotyczne ptaki, to może myszy? Jako cel kolejnej wycieczki wybraliśmy powstały dwa lata temu Myszogród położony na Krupówkach. Podziemie dawnego pubu zostało zamienione w sale ze specjalnie przygotowanymi witrynami. Znajdziemy tu 11 różnych scenek, m.in. myszy na Marsie, wyspa i piracki statek, magiczne drzewo, górska wioska, kuchnia ze spacyfikowanym kotem w butach, mysie miasto z kolejką i wiele innych. Wejście do tego miejsca łatwo przeoczyć - jest dość niepozorne i poza niewielkim szyldem, brak tam jakichkolwiek reklam.
Kiedy pokonacie już te kilkanaście schodków prowadzących w dół i opłacicie wstęp - bilet rodzinny 2+2 to koszt 50 kilku złotych - możecie rozpocząć ciekawą podróż po świecie myszek chińskich. Moim dzieciakom myszki przypadły do gustu o wiele bardziej niż papugi, ja osobiście doceniłam kunszt artystyczny przygotowanych scenek, bo widać tam naprawdę mnóstwo ciężkiej pracy. Myszogród, chociaż jest niepozorny, jest zdecydowanie fajną atrakcją - jako odskocznia od nart lub wybór na niepogodę.
Tatry z dziećmi - które szlaki wybrać?
Pogoda na wyjeździe trafiła nam się pierwszorzędna - śniegu było mnóstwo, lekki mrozek - warunki całkiem przyjemne do uprawiania turystyki, dlatego druga połowa wyjazdu upłynęła nam pod znakiem aktywności na szlakach.
Jako pierwszą, odwiedziliśmy Dolinę Kościeliską. Dojazd samochodem z centrum Zakopanego zajmuje kilkanaście minut. Nieopodal wejścia do doliny znajduje się kilka płatnych parkingów - na większości z nich koszt pozostawienia auta wynosi 10zł. Bilety wstępu do Doliny Kościeliskiej kosztowały nas 12 zł (6 zł dorośli, 3 zł dzieci powyżej 6 lat). W przypadku zimowych spacerów, spokojnie możecie zabrać ze sobą sanki, które przydadzą się, gdy maluchy opadną z sił. W Dolinie Kościeliskiej widziałam nawet rodziców z głębokimi wózkami - w niektórych miejscach podejścia są mniej lub bardziej strome, dlatego warto się na to przygotować.
Wizyta w dolinie dla mnie i mojego męża miała wymiar sentymentalny - ostatni raz byliśmy tam jeszcze jako para, 12 lat temu. Udało nam się nawet zlokalizować miejsca, w których robiliśmy sobie wtedy zdjęcia. Przejście niespełna 6 kilometrowej trasy powinno zająć około półtorej godziny, natomiast jeśli maszerujecie z takimi marudami jak nasze dzieci (klejenie kul śniegowych co 2 minuty, wstawanie z sanek i siadanie na nich co 3 minuty), to musicie liczyć się z tym, że przejście do schroniska na Hali Ornak zajmie Wam lekką ręką nawet 2,5 godziny.
Kolejny dzień zaowocował kolejnym sentymentalnym powrotem - tym razem na szlak do Morskiego Oka. Jest to zdecydowanie najpopularniejszy szlak turystyczny w Tatrach, oblegany przez turystów nawet zimą. Swoją wycieczkę zaczęliśmy na parkingu w Palenicy Białczańskiej. Wszyscy, którzy będą się tu wybierać powinni pamiętać o nowych zasadach rezerwacji miejsc parkingowych w rejonie Morskiego Oka - koszt parkingu to 30 zł za dzień (najdrożej ze wszystkich) i chociaż nam udało się zaparkować bez rezerwacji, to warto zadbać o wcześniejszy zakup miejsca parkingowego, szczególnie w sezonie.
Asfaltowy szlak do Morskiego Oka ma niespełna 8 kilometrów. W warunkach letnich jestem skłonna uwierzyć, że dalibyśmy radę podejść tam na nogach, chociaż droga wiedzie tylko i wyłącznie pod górę. Tym razem jednak, mając na uwadze porę (niestety dojechaliśmy na miejsce po godzinie 13), warunki pogodowe i młodych maruderów, po raz pierwszy (i nie ukrywam, że liczę iż ostatni) postanowiliśmy tę trasę w obie strony przejechać w saniach. Przejazd konnym zaprzęgiem w jedną stronę to koszt 50zł od osoby. Za dzieci w wieku 3 lat górale nie podbierają opłaty.
O walorach widokowych tej trasy nie będę Was zapewniać - jeśli kiedykolwiek byliście na którymkolwiek szlaku w Tatrach to wiecie, że malowniczych widoków mamy tam pod dostatkiem. Konnym zaprzęgiem dojechaliśmy do Włosienicy, gdzie była chwila postoju na toaletę, a następnie ruszyliśmy pieszo, by pokonać ostatnie 1,5 km dzielące nas od Morskiego Oka. Pół godziny spędzone nad zamarzniętym i zasypanym śniegiem jeziorem, to okazja nie tylko do podziwiania górskich widoków, ale również do wypicia grzańca w Schronisku PTTK. Droga powrotna w naszym wypadku wyglądała trochę jak maraton - ścigaliśmy się z nadchodzącym zmierzchem i godziną, w której z Włosienicy odjeżdżały ostatnie zaprzęgi konne. Na szczęście załapaliśmy się na miejsce w wozie i zachód słońca podziwialiśmy sunąc w dół.
Kolejny szlak, zdecydowanie przyjaźniejszy turystyce pieszej z dziećmi, to Dolina Chochołowska. W zeszłym roku próbowaliśmy pokonać tę trasę, ale z różnych względów nie przeszliśmy nawet połowy. Dojazd z Zakopanego, podobnie jak do Doliny Kościeliskiej, trwa kilkanaście minut. Po dojeździe na miejsce opłacamy parking (koszt 10-15 zł) a następnie wstęp (6 zł od dorosłego, 3 zł dzieci powyżej 6 r.ż.). i po przekroczeniu szlabanu ruszamy szeroką ścieżką w głąb doliny. Dojście do Schroniska na Polanie Chochołowskiej z uwzględnieniem przystanków na tworzenie śniegowych kul i rzucanie ich do potoku zajęło nam lekką ręką 2,5 godziny.
Ostatni szlak, który przeszliśmy z dzieciakami to Dolina Strążyska. Trasa ma około 2,5 km, jednak podejście pod górę, po oblodzonej ścieżce, to wyzwanie na miarę zdobycia szczytu. Latem przejście tej trasy zajmuje około godziny i piętnastu minut, natomiast tym razem nasza wycieczka trwała prawie dwie godziny i zakończyła się na Polanie Strążyskiej. Podejście po oblodzonej ścieżce pod sam wodospad mogło się już okazać karkołomne. Na polanie macie możliwość zjeść coś ciepłego i dać szansę dzieciakom na zjazd z ośnieżonego zbocza. Z resztą, ponieważ trasa do wodospadu Siklawica wiedzie głównie pod górę, drogę powrotną pokonaliśmy na sankach, modląc się by zjazdu po oblodzonej ścieżce nie zakończyć w potoku.
Gdzie spać i jeść - czyli noclegi i restauracje w Zakopanem.
Jeśli miałabym doradzać w kwestii noclegów, wszystko zależy od Waszych wymagań. My osobiście nie mamy zbyt wiele oczekiwań względem noclegów - przestronny pokój, łazienka z ciepłą (to nie takie oczywiste!) wodą, TV i może balkon - w zupełności nam wystarczają. Doceniamy oczywiście estetyczne wnętrza, dlatego pokoje w stylu PRL z automatu zawsze odrzucamy.
Tym razem, już po raz trzeci, nocowaliśmy w Willi Omega. Obiekt oferuje pokoje z łazienkami, dostęp do aneksu kuchennego na każdym piętrze i jeden apartament mieszkalny. Tym razem nie załapaliśmy się na apartament, ale zdecydowanie polecamy go dla rodzin z dziećmi lub osób przyjeżdzających większą grupą. Pokoje gościnne, które oferuje Willa Omega to standard, który w zupełności nam odpowiada.
Jeśli chodzi o ciepłe posiłki, to w dobie pandemii, kiedy restauracje działają tylko i wyłącznie na wynos lub na dowóz, problem z ogarnięciem posiłku pojawia się w weekend, kiedy w mieście jest większa ilość turystów. My po raz kolejny postawiliśmy na posiłki ze sprawdzonej Karczmy pod Gontem, która jest 5 minut od Willi Omega i serwuje naprawdę smaczne posiłki oraz olbrzymie pizze, w naprawdę rozsądnych cenach.
Mam nadzieję, że mój wpis okaże się dla Was przydatny i że wyruszając do Zakopanego z dziećmi będziecie mieli okazję skorzystać z polecanych przeze mnie miejsc.
Pozdrawiam